Po pierwsze, "primo":
zaczynam oczywiście od Wielkiego Wyścigu dla Bartka. Pamiętajcie, biegamy i wpłacamy - kto jeszcze nie uczestniczy - zapraszam do lektury (klik). Ostatnio napisali o naszej akcji nawet na maratonypolskie.pl i to na głównej stronie (klik)! a tak poza tym, to mamy już ponad 100 uczestników naszej rywalizacji na Endomondo (klik) - do końca września mamy full czasu więc kto ma ochotę - czekamy z Bo i Krasusem.
Po drugie, "primo":
Byłem na obozie biegowym w Szklarskiej Porębie - tak żyję i to nie prawda, że nie miałem siły pisać z tego powodu :-) Choć przyznam szczerze, nie wyobrażałem sobie, że będę tyle biegał. Mieszkaliśmy w hotelu Bornit i przez bite 10 dni moje życie toczyło się w idealnie powtarzalnym rytmie: śniadanie, trening, prysznic, lunch, spanie, trening, prysznic, kolacja, spanie. Rano zazwyczaj robiliśmy rozbieganie od 15 do 30km w okolice zwane Reglami i raz na Halę Izerską w Jakuszycach a po południu czekała nas równie "przyjemna" wycieczka na tzw. Hutę - 8km, z czego pierwsze 4km sporego darcia pod górę. Jeśli wcześniej pisałem posty, że "jeszcze tyle w życiu nie biegałem" to dopiero na tym obozie przekonałem się co to tak naprawdę znaczy. Przed kwietniem 2013, równy rok biegałem po ok. 35km tygodniowo, od kwietnia 2013 ta średnia wzrosła do ~60km gdy tymczasem podczas pierwszego tygodnia obozu zrobiłem 166km - dla mnie to mega skok! Przekonałem się o tym już na pierwszym treningu biegu ciągłego na 12km gdzie w jego trakcie zrobiłem życiówkę na 10km (41:52) a potem było jeszcze mocniej. Po tygodniu zaliczyłem trening na stadionie (pierwszy raz w życiu) i 30 kilometrową wycieczkę na Zamek Chojnik w 2g:40m.
Przed wyprawą na Chojnik |
Po trzecie, "primo":
zaraz po powrocie, 1 września, wystartowałem na 10km w Bednarach. Oczywiście uczucia miałem mieszane bo zakładałem, że pewnie powinienem się zregenerować po takim bieganiu obozowym. Pomimo wietrznej pogody (wiało jak cholera) pobiegłem jednak w niedostępnym, jak do tej pory tempem: poniżej 4:00 min/km i wykręciłem czas 39m:51s co stało się moją "życiówą na dychę" z magiczną TRÓJKĄ z przodu. Jakby tego było mało stanąłem na podium w kategorii M40, odbierając puchar za II miejsce.
Samotna walka z wiatrem na 7 kilometrze |
Po czwarte, "primo":
tydzień później pojechałem do Piły. To miał być sprawdzian przed Berlinem czyli 21km na Mistrzostwach Polski w półmaratonie. Kiedy w kwietniu zrobiłem "połówkę" w 1:36:53 miałem prosty plan: co roku zejdę o minutę i za 5 lat znajdę się w gronie pierwszych 300 zawodników, którzy robią ten dystans w godzinę trzydzieści. Miałem świadomość, że na postępy trzeba zapracować. Nie będę się więc rozpisywał bo zawody już wrzuciłem na Endo :-) Pomimo wiatru (znów!) zrealizowałem cichy plan czyli 4:15 min/km. Pobiegłem jak po sznurku pokonując ostatni kilometr z oszałamiającym, dla mnie, tempem 3:58 min/km co pozwoliło uzyskać czas 1g:29m:41s, który stał się moją życiówką w połówce.
Najcenniejsze trofeum: 1:29:41 |
czekam na ten Berlin i w głowę zachodzę co ja tam wywinę.