poniedziałek, 11 maja 2015

Znowu on. Kręgosłup

Kiedy 5 lat temu uraz kręgosłupa wykluczył mnie na 2 lata z biegania myślałem, że ten koszmar już nie powróci i nigdy o tym nie napiszę. Jak zwykle, nadzieje okazały się złudne. Niestety, dopadło mnie znów, w ostatni dzień kwietnia. Biodro, pośladek, udo, kolano i łydka - to części mojego ciała, które przestały chwilowo istnieć. W zamian pojawił się on, wszechobecny ból, który po kilku dniach wyłączył również kark i szyję. Ból, który nie pozwalał się ruszyć, nie pozwalał spać, nie pozwalał siedzieć, nie pozwalał leżeć i nie pozwalał zapomnieć choć na chwilę o sobie. Ból, znienawidzony gnojek uczepiony jak rzep psiego ogona, szczerzył swoje kły w dzikim uśmieszku w każdej minucie, która przez ostatnie półtora tygodnia wydawała się wiecznością.

W mgnieniu oka strach zajrzał mi do dupy i zrewidował plany, które nie były wcale odległą przyszłością. Najpierw myślałem, że odpuszczę piątkowe rozbieganie i „do soboty” się pozbieram na trening - gówno, oczywiście nic z tego nie wyszło, a majowy weekend stał się dla mnie więzieniem, z którego nie miałem szans uciec. Start w Run of Spirit i Biegu Szpota na 10km zaparkowałem na półce „Niespełnione”. Zapomniałem też, że początek sezonu to trzy nowe życiówki na 10km i 21km, a w Hanowerze wynik maratonu poprawiony o całe 10 minut. Przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie.

Niczego już mi się nie chciało, a wręcz odechciało wszystkiego. Nadzieje przerodziły się w nienawiść, a potem w bezsilność. Znienawidziłem Endo i wszystkie portale, zrobiłem zwrot o 180 stopni. Stres opanował wszelkie zakątki mojego mózgu. Jadłem z przymusu, dnie spędzałem na stojąco, a nocami błagałem o sen. Schudłem ponad 1,5 kg. Ratowały mnie silne ramiona i żona, której świat też wywrócił się do góry nogami.

Teraz zbieram się w sobie. Kręgosłup mam wstawiony i sumiennie wykonuję zadany zestaw ćwiczeń. Od zeszłego czwartku przebyłem ogromną drogę i nauczyłem się chodzić na nowo. Chwilami jeszcze boli, ale tym razem się nie dam. Nie po to pĄpowałem i deskowałem żeby mną byle uraz pomiatał. 

Właśnie byłem „przetruchtać” marne 2km, które sprawiły, że nadzieja wróciła.