sobota, 23 marca 2013

Pierwszak

Do poznańskiego półmaratonu zostały raptem dwa tygodnie. Szybko zleciało. Wczoraj interwał - ostatnio znienawidzony - ciągle wiatr w twarz i pod górkę - tą co zwykle, ale szanuję ją bardzo, mimo że jest wredna. Sprowadza mnie na ziemię gdy wydaje mi się, że jestem nie do zatrzymania. Odcinki w tempie mają już 2 kilometry - jest co przebierać nogami. Temperatura powietrza nie ma już znaczenia, raptem -5 stopni C gdzie inni mają -16. Jasna dupa, jak ciężko utrzymać prędkość! Jeszcze te krawężniki, światła na przejściach ale pocieszam się, że nie brnę w śniegu po kostki tak jak tydzień temu. Na trzeciej pętli kolka, przez chwilę pomyślałem - ja pier.ole - jeszcze tego mi potrzeba. Po pracy prosto do osiedlowego domu kultury - młodsze dziecko występuje, nie można nie kibicować (ona mnie zawsze dopinguje). Potem szybko fryzjer - z krótszymi włosami jestem szybszy. W sumie najbardziej po basenie i prysznicu bo wiadomo co ale i podczas biegu też nie wachlują po czole. Potem do domu i trzeba coś zjeść. Obiad czy kolacja trudno powiedzieć ale z zegarkiem w ręku godzinę musiałem odczekać - za mało. Na chodnikach masa śniegu, lód, ciemno jak wiadomo gdzie zwłaszcza, że trening kończyłem o 21:47. Nawet piwo po treningu nie cieszy tak jak zwykle. W głowie mam jednak słowa, które pozwalają mi przetrwać: "dobrze przepracowana zima procentuje podwójnie". Cokolwiek to będzie oznaczało na zawodach - pierwszych, po tak uczciwych przygotowaniach - w tej chwili pozwala mi cieszyć się jeszcze bieganiem. Zacząłem 3 grudnia 2012. Tylko dwa razy w przeciągu tych 16 tygodni byłem na bieżni. Tak, taki był plan - zero fitness klubów, tylko orka na świeżym powietrzu. Nie żebym miał jakiś uraz, ale zeszłoroczny start w półmaratonie właśnie po zimie "zrobionej" na bieżni dał mi w kość. Ostatnie 2 kilometry kuło w płucach jak cholera a byle wietrzyk spowalniał bieg. Mimo, że na mecie byłem 40 sekund później niż planowałem (zapomniałem ustawić Garmina by pokazywał sekundy :) - "niesmak" pozostał. Na ten rok miałem więc już postanowienie.

Jutro biegnie Warszawa, pewnie jeszcze wczoraj większość zastanawiała się czy brać kożuchy lub puchówki. Nie będzie źle, startują o 10:00 będzie tylko -5 stopni z niewielkim wiatrem.
Będę trzymał kciuki Bo obiecałem.

1 komentarz:

  1. Dziękuję za trzymanie kciuków. Pomogło i to jak, a nawet bardziej.

    OdpowiedzUsuń