Tatrzańskie widoki |
Zima trwa a trenować trzeba - to nie podlega negocjacjom. W Poznaniu, śniegu ani grama, pogoda iście wiosenna. Biegacze jednak nie tęsknią za lodem i śniegiem na ścieżkach biegowych - ja przynajmniej nie.
Co wtedy się robi? Jedzie się pobiegać w góry! Jeśli nie na obóz biegowy to choć na chwilę aby poczuć jego namiastkę i tą niesamowitą atmosferę, kiedy to inni też przyjeżdżają w tym samym celu i nie są to narty.
Przysypane alejki wokół stadionu |
Po tradycyjnej podróży do Stolicy Tatry trzeba się jakoś odprężyć czyli... najlepiej zrobić rozbieganie. Snujący się na bezśnieżnych ulicach Zakopanego spacerowicze nie przeszkadzają zupełnie napawać się wspaniałymi widokami majestatycznych gór i zapachem lasu. Biegniemy Drogą pod Reglami aż do Doliny ku Dziurze i dalej do samej jaskini. Różnica wysokości na całej trasie to 326m, według Garmina, co sprawia, że 10km trasa nie przypomina typowego klepania kilometrów na asfalcie o monotonii krajobrazów nie wspominając. Tak dobrze spędzony dzień nie wypada zakończyć inaczej niż wspólnym wyjściem na piwo z Bo i Krasusem.
Dzień po treningu - po trawie ani śladu |
Kolejny poranek jest wprost niesamowity. Poranne słońce oświetla całą scenerię takim blaskiem, że aż chce się od razu wyjść. Szybko robię owsiankę z żurawiną oraz bananem i po półtorej godzinie wybiegam na trening. Niby temperatura +2 ale jakoś tak ciepło w tym słońcu. Wracam się i zamieniam cienką bluzę na koszulkę z krótkim rękawem. Czuję, że dzisiejszy bieg ciągły w trzecim zakresie (BC3) spowoduje, że będzie mi ciepło. Dobiegam na stadion z bieżnią Centralnego Ośrodka Sportu. Okazuje się, że jestem tam sam. Płacę w kasie 7pln i staję się szczęśliwym posiadaczem paragonu, który upoważnia mnie do wstępu na bieżnię. Koralowy tartan aż błyszczy w promieniach słońca - on dzisiaj będzie areną moich zmagań. Kończę 3km rozgrzewkę i zabieram się za ćwiczenia.
:-) |
Pierwszy stumetrowy sprint i wiem, że to jest mój dzień. Zaplanowane 8km w tempie 4:05 min/km jak zwykle budzi respekt i obawy. Dziś jest podobnie ale wiem, że w górach jest inaczej. Nawet nie myślę, że mógłbym nie dać rady. Zaczynam biec. Na błękitnym niebie nie ma śladu chmur. Słońce i jego blask to zjawisko, którego od kilku miesięcy nie doświadczam biegając po nocnym Poznaniu - jest fantastycznie. Zacząłem za szybko ale nie mam zamiaru zwalniać. Zaprogramowany na tempo w przedziale 4:02 - 4:06 min/km Garmin wyje co chwilę - będzie tak wył do końca treningu :-) Nie przeszkadza mi wiatr, który raz wieje w twarz a raz w plecy. Jest przynajmniej sprawiedliwie. Zero krawężników, przejść dla pieszych, świateł, wystających płytek chodnikowych czy rowerzystów - mogę skupić się tylko na biegu. Wiem doskonale, że lądowania na śródstopiu, które ćwiczę wytrwale od ponad roku, muszę nadal pilnować ale nie skupiam się na tym - po prostu czerpię radość z samego biegania, jakbym latał. Biegająca na trawie, wewnątrz bieżni, grupka biegaczy robiąc sprinty wzdłuż mojego toru biegnie w tym samym tempie co ja - jest szybko. To już chyba moje 18 okrążenie. Mimo, że oddycham ciężko nie boli brzuch, którego się obawiałem i mam siłę aby przyspieszyć do tempa 3:40 min/km. Garmin po dwóch kolejnych okrążeniach obwieszcza koniec ośmiokilometrowych zmagań i początek 2km rozbiegania. Sprawdzam tempo. Uśmiech na mojej twarzy jest jeszcze większy niż był. Średnio 3:59 min/km to wynik jakiego dotąd nie miałem na takich treningach. Wracam do domu, jak zwykle budząc zdziwienie na twarzach przechodniów swoją koszulką z krótkim rękawem, pod którą oczywiście mam jeszcze jedną z długim.
Dzień kończę wspólnymi ćwiczeniami na sali z uczestnikami Obozybiegowe.pl i oczywiście wieczornym piwem, z którego wracam w strugach nocnego deszczu.
Kolejny poranek to kolejny szok - wszystko jest białe. Padający w nocy deszcz zamienił się w śnieg, który pokrył wszystko ponad 20cm warstwą. Sceneria powala na kolana ale zegar tyka nieubłaganie. Pora wracać do Poznania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz