wtorek, 11 lutego 2014

(Nie) Zwykły zimowy weekend

Tatrzańskie widoki
Zima trwa a trenować trzeba - to nie podlega negocjacjom. W Poznaniu, śniegu ani grama, pogoda iście wiosenna. Biegacze jednak nie tęsknią za lodem i śniegiem na ścieżkach biegowych - ja przynajmniej nie. 

Co wtedy się robi? Jedzie się pobiegać w góry! Jeśli nie na obóz biegowy to choć na chwilę aby poczuć jego namiastkę i tą niesamowitą atmosferę, kiedy to inni też przyjeżdżają w tym samym celu i nie są to narty. 

Przysypane alejki wokół stadionu
Po tradycyjnej podróży do Stolicy Tatry trzeba się jakoś odprężyć czyli... najlepiej zrobić rozbieganie. Snujący się na bezśnieżnych ulicach Zakopanego spacerowicze nie przeszkadzają zupełnie napawać się wspaniałymi widokami majestatycznych gór i zapachem lasu. Biegniemy Drogą pod Reglami aż do Doliny ku Dziurze i dalej do samej jaskini. Różnica wysokości na całej trasie to 326m, według Garmina, co sprawia, że 10km trasa nie przypomina typowego klepania kilometrów na asfalcie o monotonii krajobrazów nie wspominając. Tak dobrze spędzony dzień nie wypada zakończyć inaczej niż wspólnym wyjściem na piwo z Bo i Krasusem

Dzień po treningu - po trawie ani śladu
Kolejny poranek jest wprost niesamowity. Poranne słońce oświetla całą scenerię takim blaskiem, że aż chce się od razu wyjść. Szybko robię owsiankę z żurawiną oraz bananem i po półtorej godzinie wybiegam na trening. Niby temperatura +2 ale jakoś tak ciepło w tym słońcu. Wracam się i zamieniam cienką bluzę na koszulkę z krótkim rękawem. Czuję, że dzisiejszy bieg ciągły w trzecim zakresie (BC3) spowoduje, że będzie mi ciepło. Dobiegam na stadion z bieżnią Centralnego Ośrodka Sportu. Okazuje się, że jestem tam sam. Płacę w kasie 7pln i staję się szczęśliwym posiadaczem paragonu, który upoważnia mnie do wstępu na bieżnię. Koralowy tartan aż błyszczy w promieniach słońca - on dzisiaj będzie areną moich zmagań. Kończę 3km rozgrzewkę i zabieram się za ćwiczenia. 

:-)
Pierwszy stumetrowy sprint i wiem, że to jest mój dzień. Zaplanowane 8km w tempie 4:05 min/km jak zwykle budzi respekt i obawy. Dziś jest podobnie ale wiem, że w górach jest inaczej. Nawet nie myślę, że mógłbym nie dać rady. Zaczynam biec. Na błękitnym niebie nie ma śladu chmur. Słońce i jego blask to zjawisko, którego od kilku miesięcy nie doświadczam biegając po nocnym Poznaniu - jest fantastycznie. Zacząłem za szybko ale nie mam zamiaru zwalniać. Zaprogramowany na tempo w przedziale 4:02 - 4:06 min/km Garmin wyje co chwilę - będzie tak wył do końca treningu :-) Nie przeszkadza mi wiatr, który raz wieje w twarz a raz w plecy. Jest przynajmniej sprawiedliwie. Zero krawężników, przejść dla pieszych, świateł, wystających płytek chodnikowych czy rowerzystów - mogę skupić się tylko na  biegu. Wiem doskonale, że lądowania na śródstopiu, które ćwiczę wytrwale od ponad roku, muszę nadal pilnować ale nie skupiam się na tym - po prostu czerpię radość z samego biegania, jakbym latał. Biegająca na trawie, wewnątrz bieżni, grupka biegaczy robiąc sprinty wzdłuż mojego toru biegnie w tym samym tempie co ja - jest szybko. To już chyba moje 18 okrążenie. Mimo, że oddycham ciężko nie boli brzuch, którego się obawiałem i mam siłę aby przyspieszyć do tempa 3:40 min/km. Garmin po dwóch kolejnych okrążeniach obwieszcza koniec ośmiokilometrowych zmagań i początek 2km rozbiegania. Sprawdzam tempo. Uśmiech na mojej twarzy jest jeszcze większy niż był. Średnio 3:59 min/km to wynik jakiego dotąd nie miałem na takich treningach. Wracam do domu, jak zwykle budząc zdziwienie na twarzach przechodniów swoją koszulką z krótkim rękawem, pod którą oczywiście mam jeszcze jedną z długim. 

Dzień kończę wspólnymi ćwiczeniami na sali z uczestnikami Obozybiegowe.pl i oczywiście wieczornym piwem, z którego wracam w strugach nocnego deszczu.

Kolejny poranek to kolejny szok - wszystko jest białe. Padający w nocy deszcz zamienił się w śnieg, który pokrył wszystko ponad 20cm warstwą. Sceneria powala na kolana ale zegar tyka nieubłaganie. Pora wracać do Poznania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz