oczywiście w moim wydaniu.
Na wstępie zacytuję, kolejny raz, klasyka kina polskiego bo nie "naczytałem się głupot o żabach i nie będę chciał zainteresować tym innych na siłę" ale... no właśnie - wczoraj podczas treningu miałem okazję doświadczyć czegoś na własnej skórze, czegoś co może się przydać innym biegaczom.
Aby zbytnio się nie rozwodzić, we wstępach, napiszę tylko, że w zeszłym roku postanowiłem "ustawić" sobie technikę biegania "ze śródstopia" zamiast "z pięty" - tak postanowiłem i już. Po roku mogę śmiało potwierdzić, że całkiem jestem z tego zadowolony ponieważ dokładnie od czerwca 2013 , na każdych kolejnych zawodach, a nawet treningach biegu ciągłego, poprawiam swój rekord życiowy na dowolnym dystansie 5km, 10km, 21km oraz 42km.
Przechodząc do konkretów - wczorajszy trening uzmysłowił mi dobitnie, że rutyna to bardzo zgubna sprawa i techniki trzeba pilnować. Po 2km typowej rozgrzewki rozpocząłem docelowy trening BC2 10km w tempie 4:15 min/km. Jak zwykle na początku, po sprintach w rozgrzewce, tempo maiłem zbyt wysokie czyli w okolicy 4:07 min/km ale wraz z upływającym dystansem normowało się w zadanej strefie 4:12 - 4:17 min/km (nie chciałem biec szybciej ani wolniej przed czekającymi mnie zawodami). Po pierwszym okrążeniu (2km) stwierdziłem, że będzie ciężko bo czuję jakby zmęczenie (tu sugestia mózgu, że jestem już przemęczony po całym sezonie w co prawie uwierzyłem) ale trzymałem tempo. Kolejny kilometr i czułem, że coraz większy wysiłek wkładam w ten bieg a przecież tydzień temu biegłem 10km na zawodach w 3:50 min/km - o co więc chodzi? Na czwartym kilometrze, kiedy przy naprawdę sporym wysiłku zobaczyłem, że ledwo utrzymuję tempo między 4:17 a 4:22 min/km a do końca treningu jeszcze bardzo daleko - przyszło otrzeźwienie - nie ląduję na śródstopiu! Nie było to typowe bieganie "z pięty" ale prawie. Przez to, że moje buty startowe mają offset 4mm a treningowe aż 8mm - nic mnie nie korygowało ani nie wymuszało biegania ze śródstopia - czego sam po prostu nie zauważyłem. Po wprowadzeniu korekty w lądowaniu i pilnowania odbicia bez przetaczania natychmiast wskoczyłem na tempo 4:04 min/km przy tym samym wysiłku energetycznym. Zmiana była tak zauważalna, że musiałem "zwolnić" aby Garmin przestał wyć. Od piątego kilometra trening poszedł jak z płatka - biegłem z taką lekkością i frajdą, że do domu wróciłem z niespoconym nawet czołem a całość wyszła w tempie 4:13 min/km czyli idealnie tak jak lubię - z zapasem :-)
Jeśli macie ochotę skorzystać i wypróbować - polecam ale jednocześnie ostrzegam, że przez początkowy okres takiego biegania bolą "kości" śródstopia - zwłaszcza rano, na drugi dzień po treningu w drodze do ubikacji (potem jest już OK :-) W moim przypadku trwało to ok. pół roku.
Jutro wyjeżdżam do Zakopanego zmierzyć się z pewną górką czyli zaliczyć bieg na Kasprowy Wierch - możecie trzymać kciuki.
Jak formy nie ma, to i takie sztuczki nie pomagają.. na Biegnij Warszawo próbowałem wszystkiego - różnych technik oddychania, pracy rękoma, lądowania takiego i owakiego i nic. Jak noga nie podaje, to nie podaje i klops..
OdpowiedzUsuńTrenuj a wyniki przyjdą :-) Swoją drogą ciekaw jestem jak długo może się utrzymywać taka forma, że co bieg to rekord. Osobiście nie będę sprawdzał - biegiem na Kasprowy kończę sezon "wyścigowy" i zaczynam roztrenowanie.
UsuńA odpowiednie buty do biegania są? Bo to również jest bardzo ważna rzecz i nie można o tym zapominać. Ja powiem szczerze, że butów jeszcze nie posiadam odpowiednich, ale szukamy ich już wspólnie z mężem tutaj https://butymodne.pl/bieganie-sport-c147264.html
OdpowiedzUsuń